3. Mężczyźni mojego życia….

 

Zmiany w wyglądzie bloga wprowadzone przez administratorów spowodowały scalenie niektórych słów w tekście. Ze względu na brak czasu chwilowo nie mogę nic z tym zrobić. Za wszelkie trudności w czytaniu z góry przepraszam.

Samochód sunął powoli wąską uliczką między brudnymi, rozwalającymi się domostwami. Po asfalcie poniewierały się kartony, brudne ubrania i resztki kubłów na śmieci. Gdzieniegdzie w wąskich przejściach między domami stały grupki wrogo patrzących ciemnoskórych chłopaków. Wszystko było buro-brązowe a w powietrzu unosił się fetor i zaduch miasta.

-Nie możliwe, że on tu mieszka – szepnął Christian spoglądając kątem oka na usadowionego na tylnym siedzeniu Ethana – przecież tojedna z najniebezpieczniejszych dzielnic całego miasta…

Melody pokiwała głową. Nic jej się tu nie podobało. Bała się o siebie, o Christiana, Ethana… W głębi duszy pluła sobie w brodę, za to, że zgodziła się popilnować chłopaka.

-To chyba tutaj – powiedziała wskazując na piętrowy dom, ze spróchniałą balustradą i ledwo trzymającymi się ram okiennicami. – Ethan… – zaczęła nieśmiało….

– Tak. Tutaj mieszkam. – odparł nie czekając na pytanie brunetki. – Ale nie chcę tam iść… Proszę…

-Musisz- Melody pogładziła malca po policzku odpinając drugąręką pas bezpieczeństwa – Twoja mama na pewno się o Ciebie martwi – powiedziałabez przekonania w głosie i wysiadła z samochodu.

-Pójdę pierwszy – powiedział Christian wychodząc z za samochodu i kierując się w stronę podjazdu. Podwórko przed domem było zaniedbane. Kubeł na śmieci stojący przy chodniku byłprzewrócony, a wysypane z niego śmieci wydawały nieznośny, mdlący zapach. U stóp schodków prowadzących na tarasrozrzucone leżały dziecięce zabawki. Melody spojrzała ze zgrozą na malca, którychoć trzymał ją za rękę i dzielnie szedł za Christianem kurczowo próbowałchować się za jej ciałem. Stanęli pod zdemolowanymi , zabitymi tekturądrzwiami. Nigdzie nie było dzwonka więc Christian zapukał kilka razy. Nikt nieodpowiadał. Chłopak otworzył więc lekko drzwi.

-Christian – syknęła Melody, chłopak uciszył ją jednak machnięciem ręki i po cichu wszedł w głąbdomu. Pomieszczenie było ciemne. Smugi zachodzącego słońca wpadały jedynieprzez małe okno z do połowy zasuniętymi żaluzjami, dając pomarańczowe smugi naprzybrudzonym grubym dywanie. W kącie pokoju stała obdarta kanapa zarzuconastertą ubrań i stosem kolorowychgazet. Stolik zginął pod kartonami pizzyi plastikową zastawą stołową. Kilka zabawekleżało bez ładu na podłodze mieszając się z brudnymi ubraniami i niedopałkamipapierosów. Christian minął pokój kierując się w stronę schodów. Nie dotarł tamjednak. Sterta ubrań na kanapienieznacznie się poruszyła, a ciszę przerywaną jedynie cichym pomrukiemwentylatora uczepionego u sufitu przedarło przeciągłe chrapnięcie.

– Przepraszam – zaczął chłopak nieśmiało. Nie uzyskał jednakodpowiedzi. – Halo? – ponowił zaczepkę nieco głośniej. Znów bez rezultatu.Zirytowany podszedł do kanapy i zdarł kilka ubrań z leżącego pod nimimężczyzny. Oczom Melody ukazał się Latynos w średnim wieku. Otworzył oczy i zkrzykiem podskoczył z kanapy atakując ich salwą hiszpańskich słów, z którychnie zrozumieli ani jednego.

-Wujek- mruknął Ethan wychylając się zza brunetki. Latynoszamilkł przyglądając się na przybyłych. Podrapał się po brodzie i ku ichzadowoleniu przeszedł na angielski.

-Co jest?- zapytał, a w jego głosie dało się odczuć nutkęirytacji i zaniepokojenia – Znów cośprzeskrobał? – ciągnął nie czekając na odpowiedź – Jak zdejmę pasa topopamięta! – krzyknął sięgając do sprzączki.

-Nie nie nie! Proszę poczekać- powiedział Christian łapiącmężczyznę za rękę. – Wszystko wytłumaczymy…. Ethan nic nie zrobił. Raczej jegomatka….

 

Sobota, 15:42

Do: Paula

Od: Melody

Temat: Dawno nie pisałam, ale ….

Jeśliktokolwiek powiedziałby, że sprawy ułożą się właśnie w ten sposób na pewno bymgo wyśmiała. A teraz siedzę tutaj. Wzachodnim pokoju z widokiem na plażę, dużym balkonem i ścianami pomalowanymi najasny brzoskwiniowy kolor. Dodatki w postaci tiulowych zasłon, narzuty nałóżko, lampy i dwóch serwet na półce utrzymane są w kolorze miętowym. Na dużym fotelu w kącie pokoju śpią dwaj mężczyźnimojego życia. Jeden, którego muszę odzyskać i drugi o którego muszę walczyć. Ibędę to robiła. Do upadłego….

 

 

Krótko i zwięźle.

Wasza Melody :*

 

 

2. Ty i Twój chłopak…

Szli deptakiem wiodącym prosto od centrum miasta do słynnegomolo na plaży. Nie patrzyli na siebie. Ona wzrok wbity miała w czubkiswoich  czarnych sandałków- szła milcząc.On z małymi przerwami na obtarcie sobie twarzy z potu ciągle w skórzanejkurtce-  szybko, choć z lekką nutąniepewności w głosie przedstawiał jej plan swego działania.  Oboje nie wierzyli w to, że znajdują się takblisko…

-Dlatego postanowiliśmy przyjechać tutaj… – urwał przystającna chwilę- Melody?

-Tak?- jęknęła zbita z tropu zatrzymując się w pół kroku.Było jej głupio, ale nie skupiła się wcale na jego monologu. Odkąd tylko gozobaczyła myśli biły się w jej głowie, a oddech zdawał się być szybki iurywany- Przepraszam, ale to przez ten upał- mruknęła.

Chłopak spojrzał na nią, znów zabawnie przekręcając głowę wprawą stronę.

-Powinnaś się tym zająć- powiedział zdecydowanym głosem.

-Christian. Ja… nie mogę- pokręciła szybko głową i znówzaczęła iść… „Christian…”- wypowiedziała jego imię tak spokojnie. Zwyczajnie.Tak po prostu. Ale czy na pewno? Na dźwięk jego imienia w swych ustach sercezabiło jej mocniej… – Nie powinnam… Chłopcy nie będą zadowoleni, a po za tym…Ty… ja… Nie to nie ma sensu.

-Moim zdaniem znasz język niemiecki i angielski jak niktinny w całym tym mieście, a do tego znasz nas… Chyba możemy współpracować?Rylan nie powinien być zazdrosny- dodał uśmiechając się podstępnie…

-Oj nie… nie powinien- powiedziała szybko brunetka.- Tymbardziej, że ja zazdrosna nie jestem kiedy on właśnie w tej chwili zabawia sięz długonogą blond pięknością na Majorce… – zaśmiała się zatapiając rękę wewłosach…

-Przykro mi… nie wiedziałem- Chris spuścił głowę milknąc.Wyglądał tak niewinnie i spokojnie. Brunetka przyłapała się nawet na tym, żenie może przestać mu się przyglądać…

-Spróbuję- przytaknęła – Jestem sama. Nie mam pracy.Mieszkania zresztą też. Przyda mi się zarobek… Ale nie obiecuję co z tegowyjdzie… Sam zresztą zobaczysz że chłopaki nie będą szczęśliwi na mój widok…

-Żebyś tylko się nie zdziwiła- zaśmiał się chłopak obejmującją ramieniem- Mogę? – zapytał cicho. Melody skinęła lekko głową- Pozwól żegdzieś cię zabiorę… – dodał

-Mogę iść wszędzie- spojrzała mu w oczy- mam tylko jednąprośbę-zdejmij tą kurtkę, bo gotuję się na  sam twój widok- wybuchnęła śmiechem dającpoprowadzić się wzdłuż kolorowych wystaw nadbrzeżnych sklepów…

 

Było niemal jak dawniej. Strach, złość i poczucie bezsensuzginęło z serca brunetki jak palcem strzelił. Nawet upał nie wydawał się takdokuczliwy jak jeszcze kilka godzin temu. Po krótkim spacerze znaleźli się w małym,przytulnym barze nad plażą.

-Wchodzimy do środka?- zapytał Christian przerzucając sobiekurtkę przez ramię.

-Zostańmy na zewnątrz… Jeszcze nigdy tu nie byłam- zaśmiałasię Melody- Będę mogła napatrzeć się dowoli na te piękne widoki… – rozejrzałasię wyszukując wzrokiem wolny stolik. W końcu usiedli. Christian poszedłzamówić  ulubiony sok pomarańczowydziewczyny, wrócił jednak nie tylko ze szklankami, ale również z pucharkamisłodkich lodów.

-Rozpieszczasz mnie- zaśmiała się brunetka zatapiając łyżkęw zimnej masie.

-Po prostu próbuję wrócić w twoje łaski… – wzruszyłramionami rozglądając się po ogródku. – Byłem głupi…

-Przestań- dziewczyna przerwała mu – Było jak było… W sumieto ja nie dawałam znaku życia, ja wyjechałam, ja odcięłam się od was wszystkich….

-Ale to moja wina . Z nikim nie było mi tak dobrze jak zTobą- Christian spojrzał Melody prosto w oczy łapiąc ją za dłoń leżącą nastoliku- Czy według Ciebie da się to … – jego wypowiedź przerwał dzwonektelefonu.- Szlag- jęknął robiąc przepraszającą minę i wyciągając telefon zkieszeni- To David. Mogę odebrać?

-Jasne.- dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową. Chłopakodebrał więc i szybko, przepychając się przez pozajmowane stoliki oddalił się wstronę plaży. Melody obserwowała go popijając pyszny sok ze świeżych owoców.Jej Christian…. Ale przecież on nie jest już jej… – myśli były się w głowie.Stoi tam, rozmawia z Davidem, jest tutaj, namacalny, tak naturalny, wesoły… Dziewczynaprzymknęła oczy lekko się uśmiechając…

-Przepraszam- jej szczęśliwe rozmyślania przerwała kobieta.Podeszła do stolika znikąd. Ubrana była w czarne jeansy, czerwone buty naobcasie i zwiewną bokserkę w kolorowe wzory. Oczy skryte miała za dużymiokularami „muchami”. Czarne włosy upięte miała w ciasny kok, tylko kilkakosmyków opadało jej na twarz- Widzę, że spędza tu Pani czas ze swoimprzyjacielem- zaczęła niepewnie. Głos jej drżał i mówiła jakby nie mogłaprzełknąć wypowiadanych słów- Czy mogła by Pani chwilkę zająć się moim synkiem?– Dopiero teraz Melody zobaczyła słodkiego dzieciaka stojącego u nóg kobiety.Miał może około pięciu, może sześciu lat, jasne blond włosy obcięte na paziaokalały jego pucołowatą buzię. Jego niebieskie oczy kontrastowały z czarnymt-shirtem i wnikliwie przyglądały się brunetce- Muszę załatwić bardzo ważnąsprawę… Nie chcę  biegać z Ethanem w takiupał… Zajmie mi to jakieś pół godziny. Nie więcej- kobieta uśmiechnęła sięgłaszcząc synka po włosach.

-Sądzę, że nie będzie problemu – Melody uśmiechnęła się domalca- Posiedzi tu z nami, zaraz kupię mu lody i nim się obejrzy Pani wróci.

-Dziękuję Ci kochana- kobieta obdarzyła brunetkę jeszczewiększym uśmiechem po czym pochyliła się do Ethana- Kochanie zostań z tą Panią –szepnęła mu do ucha, ucałowała w dwa policzki i posadziła na wysokim krześlebarowym obok Melody- Będzie grzeczny- skinęła głową i ruszyła w stronę schodówwyjściowych. Stając na pierwszym stopniu odwróciła się jeszcze na chwilę jakbyz wahaniem, pomachała jednak synkowi i szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Wtym czasie do stolika wrócił Linke.

-Widzę, że pod moją nieobecność już wyrywają Ciękalifornijskie przystojniaki- zaśmiał się podając malcowi rękę- Jestem Chris-uśmiechnął się do chłopca.

-Jego matka musiała załatwić ważną sprawę i kazała mi gopopilnować. Mam nadzieje, że nie sprawi to problemu? – Melody spojrzała wnikliwiena chłopaka. Wtedy też podeszła do nich kelnerka z dodatkową porcją lodów dlaEthana. Rozmowa minęła im miło. Malec chętnie odpowiadał na  pytania o  ulubione zabawki,  bajki i przedszkole.  Pół godziny minęło w mgnienia oku, a matkichłopca nie było…

-Pewnie się spóźni- stwierdził Christian kręcąc w palcachkolorową parasolkę z soku.- Nie denerwuj się- uśmiechnął się spoglądając nanieco zirytowaną twarz towarzyszki. 

Czas jednak płynął dalej, a kobiety nie było… Christianposzedł do baru zapytać czy może kobieta nie dzwoniła bądź nie zostawiławiadomości na temat spóźnienia. Notki jednak nie było… Melody zaczęła się corazbardziej denerwować, a Ethan umilkł i ze spuszczoną głową bawił się sznurówkamiod swoich butów.

-Bracie, gdzie Twoja mama?   uśmiechnął się Christian- Napewno znasz adres swojego domu, żebyśmy mogli Cię do niej odwieź… – powiedziałmrugając okiem do blondyna.

-Mama… – jęknął chłopiec po dłuższej chwili milczenia- Onanie kazała…

Nie kazała? Ale czego?- Melody pochyliła się nad Ethanemodgarniając mu kosmyki z czoła.

-Nie kazała mówić gdzie mieszkam- w oczach malca pojawiłysię łzy – Ona powiedziała, że Ty i Twój chłopak się mną zajmiecie… Że będzieciedla mnie dobrzy- łzy popłynęły mu po policzkach- Że będziecie moimi nowymirodzicami….

Wasza Melody jak widzicie ma się dobrze, znów znalazła czas na pisanie, znów jest pełna radości, nadziei, nowych pomysłów i z niecierpliwością  czeka na upalne lato….. 

Peace & Love !

1. Melody to ty?

Duszne i gorące powietrze nie pozwalało na wzięcie głębokiego oddechu. Pootwierane szeroko okna, wentylator włączony na najwyższe obroty, dwa kubki wody z lodem- nic nie dawało ochłody leżącej na kanapie brunetce. Dziewczyna odłożyła grubą książkę, którą czytała przez ostatnie pół godziny i niechętnie spojrzała w okno. Nienaturalny błękit nieba zachęcał do wyjścia poza mury budynku- 40 stopniowy upał zaganiał zaś wszystkich w cień i skłaniał do wejścia do wnętrza. Tak upalnego lata w Niemczech nie było już od dawna- w Los Angeles za to był to chleb powszedni.  Dźwięk telefonu wyrwał brunetkę z zadumy nad pogodą i skłonił do zejścia z wygodnych poduszek. Leniwie wstała strzepując z bluzki okruszki ciastka zbożowego, przeciągnęła się powoli i z cichym westchnieniem podeszła do telefonu.

– Jakiż piękny dzień  żeby iść na plażę!- usłyszała zaraz po podniesieniu słuchawki- No proszę! Proszę! Proszę! Idź ze mną- piszczała rozmówczyni po drugiej stronie.

-Paula! Daruj sobie- jęknęła brunetka- Jest straszny skwar…

-No właśnie! Opalimy się, popływamy… Jesteś tu od miesiąca, a mało co wychodzisz z domu.

‘Właśnie od miesiąca…’- pomyślała brunetka. To był ciężki miesiąc, w ciągu którego zdążyła zrezygnować z dobrze płatnej pracy w Londynie, by razem ze swoim chłopakiem przyjechać tutaj w celu prężnego rozwijania jego kariery fryzjerskiej. ‘Ta praca otworzy nam drzwi do wielkiego świata…’-mówił Rylan namawiając ją do wyjazdu. Szkoda tylko, że niedługo po jej przyjeździe w aż nazbyt szczery sposób- bo przedstawiając jej swoją nową, długonogą partnerkę – dał jej do zrozumienia, że między nimi nic już nie będzie. Zmarnowała dla niego nie tylko swoją karierę, ale i zerwała znajomości ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. Oh jak bardzo brakowało jej teraz Davida- zawsze mądrego, mającego dobrą radę na każdą sytuację pianisty… Bała się jednak odezwać do niego pierwsza. W końcu to ona stwierdziła w ich ostatniej rozmowie , że ‘pali za sobą wszystkie mosty…’ I po co jej to było? A teraz wciąż siedziała w wynajmowanym przez Rylana mieszkaniu daremnie poszukując pracy i taniego własnego lokum…

– Muszę szukać pracy…-jęknęła do słuchawki

-Bla, bla, bla… – Paula nie dawała za wygraną

-Może po południu?

– Hm…- mruknęła- Niech Ci będzie. Jeśli będziesz miała ochotę będziemy gdzieś w południowej części plaży…

-Okey- Melody zaszczebiotała do słuchawki i od razu rozłączyła się nie dając dojść do słowa przyjaciółce…

                                                                           ***

Przede wszystkim potrzebny jest nam tłumacz- brunet pochylił się nad notesem i niedbale lewą ręką zanotował swoje spostrzeżenie- Dajcie jakieś ogłoszenie, czy coś…

-Czy coś…- zaśmiał się siedzący obok niego chłopak- Biorę to na siebie!- wyszczerzył zęby w uśmiechu i zgarnął swoje długie brązowe włosy za ucho.

-Ohhh zamknij się!- warknął tamten- A po za tym, czy reszta zamierza nadal tak długo spać?

-Jest godzina 6:15!- zirytował się szatyn- To Ty zerwałeś się jak głupi z łóżka, a do tego obudziłeś mnie i kazałeś kiwać się nad tym notesikiem jak na tureckim kazaniu!- ziewnął przeciągle- Chce mi się spaaać! Stary!

-No to idź- mruknął pod nosem nie patrząc na przyjaciela- To ten… No… Zrób kawę…

– Ten, ten… zmiana klimatu?- zaśmiał się pochylając nad ekspresem. Jego włosy opadły miękko tworząc naturalną żaluzję zasłaniającą oczy…

-Nie klimatu! Strefy czasowej… – zbulwersował się brunet- Chociaż… Czy tobie koleś też jest tak gorąco?

                                                                           ***

 

Stos żółtych gazet słynących jedynie z ogromnej ilości ogłoszeń piętrzył się na kuchennym blacie brunetki. Przeglądała ogłoszenia lekko zdekoncentrowana, co jakiś czas nerwowo wbijając kolorową szpilkę w twarz nieznanego jej aktora z okładki plotkarskiego czasopisma. Ogłoszeń o pracę było co nie miara. Wykonała już około dwudziestu telefonów, ciągle dowiadując się, że nie ma odpowiednich kwalifikacji. Znudzona i poirytowana złożyła kolejne przejrzane Anonse i wrzuciła je do kosza stojącego obok kuchenki. Niechętnie przysiadła się do laptopa stojącego na stoliku i ponownie rozpoczęła poszukiwania.

Pół kubka kawy, dwa batoniki zbożowe i dziesięć telefonów później znalazła wreszcie ofertę dla siebie.

‘Oby to było to…’-mruknęła wybierając numer na dotykowym wyświetlaczu swojej komórki… Po dwóch sygnałach telefon odebrała jakaś kobieta. Jej głos był zmęczony i mówiła tak jakby się śpieszyła. Nie chciała od dziewczyny żadnych danych kontaktowych

-Wszystko załatwimy na miejscu- powiedziała- Proszę stawić się w lobby w Hotelu BuzzAngel jutro przed południem.

-Przed południem?- zapytała Melody- Czyli o której?

-Ohhh- westchnęła kobieta po drugiej stronie- Powiedzmy, że o 10. Mam nadzieję, że mój klient będzie miał czas. To dla niego będzie pani pracować- powiedziała znudzonym głosem i odłożyła słuchawkę.

 

                                                                    ***

Lobby hotelowe utrzymane było w kolorze miętowej zieleni oraz bladego beżu. W głośnikach leciała psychodeliczna piosenka „Pumped Up Kiks” kapeli  Foster The People. Melody znalazła wolny fotel  w dalszej części holu i wygodnie rozsiadła się w oczekiwaniu na umówionego pracodawcę. Przyszła o 10 minut wcześniej. Nie lubiła się spóźniać, a niestety często jej się to przydarzało. Na spotkaniu o pracę nie byłoby to jednak mile widziane. Minęła umówiona godzina spotkania, a w lobby nadal nie było śladu po jej przyszłym pracodawcy. Poirytowana i nieco zbita z tropu zaczęła bębnić palcami o szklany blat stolika. Po upływie kolejnych dziesięciu minut wolnym krokiem podeszła do kontuaru hotelowej recepcji

-Przepraszam, czy nikt nie zostawił może wiadomości, że odwołuje spotkanie ? – recepcjonistka spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem- Nie miałam na ten temat żadnej wiadomości- ucięła krótko i wróciła do wcześniej wykonywanej czynności czyli piłowania paznokci. Brunetka zrezygnowana zaczęła kierować się do wyjścia. Przed drzwiami odwróciła się jeszcze przez ramię i omiotła wzrokiem salę. Blondynka czekała na przyjazd windy, dwoje starszych ludzi czytało nowe wydania lokalnej gazety pod ścianą, a przez kontuar hotelowej recepcji przechylał się młody chłopak ubrany w czarną skórzaną kurtkę i długie workowate jeansowe spodnie. Jego włosy niedbale opadły zakrywając mu twarz.

-Skórzana kurtka w taki upał- mruknęła do siebie i pchnęła drzwi wyjściowe. Kakofonia dźwięków z ulicy: trąbiące taksówki, stukot tramwaju, rżenie koni przy hotelowych dorożkach oraz licznych rozmów przeprowadzanych przez przechodniów zlała się ze słowami jakie owy brunet w auli hotelowej skierował do bladego recepcjonisty

– Jestem spóźniony na spotkanie. Czy ktoś czeka na mnie?

Drzwi hotelu zamknęły się już za brunetką gdy dotarło do niej znaczenie tych słów. Wtedy też piłująca paznokcie recepcjonistka wskazała chłopakowi palcem drzwi wejściowe obojętnym tonem wymrukując

-Ta pani właśnie wyszła… 

Melody odwróciła się szybko odtwarzając w głowie usłyszane słowa bruneta jednocześnie wyciągając dłoń w stronę klamki, w tej samej chwili drzwi otworzyły się i wybiegł z nich chłopak. Był spocony, a mimo to nadal miał na sobie kurtkę,  w ręce trzymał czerwony notes, drugą ręką przeczesał sobie zaś włosy odsłaniając tym samym twarz. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę. Z niedowierzaniem przetarł oczy i przekręcił lekko głowę w prawą stronę…

-Melody to ty?

Odezwy do narodu nie będzie, bo jestem zbyt zmęczona.

                                                                                                     Melody 🙂

 

Komm mit mir

Komm mit mir,

ich zeig dir die helle Nacht…. 


1. Rylan wcale nie okazal się taki…. fascynujący.

2. Melody odnalazła swoje powołanie i stara się jak najwięcej uśmiechać…

3. Linke obmyślił wielki plan i kto wie czy nie wdroży go w zycie ? 

  

  

21. „Oboje mamy nadzieję, że się nie mylimy…”

Nadszedł grudzień. Robotnicy zaczęli rozwieszać nad zaśnieżonymi ulicami kolorowe lampki, krzyczące już z daleka, że za kilka tygodni święta. Ponad trzy miesiące minęły od tamtej rozmowy Melody z Christianem. Od tamtej pory znów nie układało im się zbyt dobrze. Kłótnie przeplatały się z przeprosinami. Płacz i zawodzenie szły w parze z tonięciem nawzajem w swych ramionach. Melody, co raz bardziej zastanawiała się nad sensem tego związku. Christian natomiast stał się zaborczy i taki chłodny.. Po powrotach z prób i koncertów zawsze był zmęczony, nie miał ochoty na żadne wypady w weekendy, a tym bardziej zaprzestał już poszukiwania swojej matki.

– Skoro ona mnie porzuciła widocznie nie chce mnie znać!- Krzyknął rzucając nie otwartą puszką coli na stół- Zrozum! Odechciało mi się! Nie chcę jej poznać!

-Ale Christian- Melody próbowała się wtrącić w monolog chłopaka.

– Przestań się wtrącać!- Warknął i wyszedł z kuchni.

Szatynka coraz bardziej żałowała powrotu do Christiana. Zapowiadało się tak pięknie… A teraz? A teraz spędza całe dnie sama w domu patrząc na szczęśliwą Agu i Davida, którzy zaczęli planować swój ślub na przyszły rok.

-Rozchmurz się- powiedziała kiedyś stojąca przed nią w turkusowym dresie Agu- Świat się nie wali!

-Mój chyba tak…

Na dwa tygodnie przed wigilią świat dziewczyny runął doszczętnie. W drzwiach, które otworzył Christian stał Taylor z bukietem róż. Od progu krzyczał, że nie może o niej zapomnieć, że jest dla niego jedyną. Gdyby nie jej reakcja obaj trafiliby do szpitala, a tak to tylko Taylor wylądował na pogotowiu. Kiedy złożono mu już rękę i opatrzono wszelkie rozcięcia i zadrapania Melody przeprowadziła z nim tylko jedna i bardzo krótka rozmowę na osobności.

-, Jeśli myślisz, że po tym numerze będę z Tobą to się grubo mylisz.

-Ale, co ja takiego zrobiłem?

-Wtargnąłeś do mojego domu bez zapowiedzi, chciałeś pobić mojego chłopaka!-

-Jak widzisz, on pobił mnie!- Krzyknął spoglądając na swój gips.

-I bardzo dobrze! – Wrzasnęła wstając z krzesła- Osobiście uważam, że i tak zasługiwałeś na większe lanie- uśmiechnęła się gorzko i wyszła z Sali przyjęć.

Kiedy wróciła do domu szybko zdała sobie sprawę, że Christian się do niej nie odzywa. Cały weekend spędził na gapieniu się w telewizor. Szatynka w końcu nie wytrzymała. Usiadła na kanapie i spojrzała na czarnowłosego.

– Zerwałeś ze mną?

-, Co?- Chłopak przeniósł swój nieprzytomny wzrok z telewizora na nią.

-Zerwałeś ze mną? – Powtórzyła pytanie- Nie odzywasz się do mnie.

-Nie zerwałem… Po prostu…

– Po prostu, co?

– Sam nie wiem- jęknął i wrócił do oglądania telewizji.

Zdenerwowana szatynka nie mogła znaleźć sobie wolnego miejsca w mieszkaniu. Codziennie wychodziła, więc z domu i godzinami włóczyła się po mieście. Ku jej rozpaczy, Christian wcale nie interesował się jej losem. W przeddzień wigilii, kiedy przechodziła obok zatłoczonego salonu fryzjerskiego ujrzała swoje odbicie w lustrze.

Jej brązowe loki, puszyście rozkładały się wokół twarzy… Ta fryzura była fryzurą dla niego… Miała razem z nią rozpocząć nowe, lepsze życie… Szybkim ruchem wyciągnęła swój telefon z kieszeni czarnej torby i przytrzymując sznureczki torebek z zakupami w zębach szybko wystukała na klawiaturze numer Agu. Dziewczyna odebrała po dwóch sygnałach.

-Coś się stało? Czemu Cię jeszcze nie ma w domu?

– Właśnie wracałam, ale postanowiłam jeszcze wstąpić do fryzjera…

-Fryzjera? Przecież kilka miesięcy temu…

-Czuję, że muszę. Wybacz. Wrócę do domu później. Nie czekaj z kolacją. Zostaw ją w mikrofali. Odgrzeję jak wrócę- wyrecytowała szybko do słuchawki i rozłączyła się.

Wkładając telefon z powrotem do kieszeni zajrzała jeszcze raz przez szybę do salonu. Na jej widok w witrynie dziewczyna z turbanem z ręcznika na głowie pomachała jej dziko. Melody uśmiechnęła się na jej widok i pchnęła drzwi wejściowe salonu. Delikatne dzwoneczki obwieszczające wejście nowego klienta szybko zostały zagłuszone przez głos Pauli:

-Melody! Kochanie! – Dziewczyna szybko zeskoczyła z fotela i uściskała przyjaciółkę.- Właśnie wróciłam z Japonii i postanowiłam, że do Ciebie zadzwonię tylko zrobię się na bóstwo- zachichotała całując szatynkę w policzek.- Ależ Ty się zmieniłaś. Ostatnio miałaś czarne proste druty, a teraz proszę! Brązowe loczki!

– Zaraz to się zmieni- zaśmiała się Melody- A Ty, co sobie tam wymyśliłaś?

– Ohhh, nic specjalnego. Po prostu ścinam na krotko i poprawiam kolor.  Pokażę ci jak będzie gotowa.

-Dobrze- Melody uśmiechnęła się się- W takim razie do zobaczenia idę zając miejsce.- Powiedziała i ruszyła w stronę wolnego fotela przy lustrze na końcu pomieszczenia.

Kiedy usiadła od razu za jej plecami pojawił się fryzjer. Melody rozpoznała w nim chłopaka, który był autorem jej obecnego dzieła na głowie.

– Cos nie tak z loczkami?- Zaśmiał się. Zrównując swój policzek z jej i spoglądając na ich odbicie lustrzane.  Melody dopiero teraz przyjrzała mu się uważnie. Jego uśmiech idealnie podkreślały unoszące się do góry policzki. Różowy T-shirt silnie kontrastował z brązowo rudymi włosami średniej długości, których liczne pazurki opadały mu swobodnie na czoło i boki twarzy.

– Nie, skądże- powiedziała po chwili- Są idealne, tylko zbytnio przypominają mi o czymś…, a raczej o kimś… Miało być pięknie. Nowa fryzura, zmiany, życie jak w niebie… A ja idiotka znów dałam się na to wszystko nabrać- zaczęła ciągnąc jednak po chwili opamiętała się i spojrzała na uważnie przyglądającego się jej chłopaka – Przepraszam. Znów ukazał się mój egoizm. Zasypuję wszystkich moimi durnymi problemami.

– Ależ mnie to nie przeszkadza. Mów ile chcesz, tylko najpierw powiedz, jaka fryzura będzie cię satysfakcjonować…

  Zdecydowanie wracam do czerni- powiedziała- Chcę burze czarnych włosów, ale nie loków- zastrzegła- Chcę proste, czarne puszyste włosy… Tak jak za dawnych dobrych czasów!

– Da się zrobić- uśmiechnął się fryzjer wyjmując  z szuflady różnego rodzaju szczotki- A teraz proszę Cię, mów dalej to, co zaczęłaś… Z przyjemnością zmienię Ci fryzurę i wysłucham twoich problemów. Kto wie? Może jeszcze wpadnę na coś mądrego i coś ci doradzę… – zamyślił się, a po chwili wybuchnął śmiechem- Nie, jednak na to nie licz. W moim przypadku to nie możliwe.

Kolejne dwie godziny upłynęły na opowieściach zarówno z życia Melody jak i młodego fryzjera. Dziewczyna narzekała na złe stosunki między nią, a Christianem. Chłopak natomiast wyliczał wszystkie związki, które przeszedł, oczywiście wszystkie były nieudane… Po godzinie, 19 kiedy salon zrobił się już prawie pusty ( w rogu siedziała tylko Paula czekająca na Melody) chłopak odwrócił krzesło Melody w stronę lustra.

– Gotowe- uśmiechnął się strzepując resztki włosów z jej ramion- Mam nadzieję, że nie zostanę uduszony, powieszony, rozstrzelany czy co tam jeszcze, bo mama wyczekuje mnie na jutrzejszej kolacji wigilijnej- zaśmiał się.

– Chyba żartujesz!- Melody nie mogła oderwać wzroku od lustra- Jest wspaniała. Właśnie taka, jaką sobie wyobrażałam. – Spojrzała na chłopaka- Dziękuję.

– Nie ma, za co to moja praca.

– W szczególności, za to, że mnie wysłuchałeś… Nie wiem jak się odwdzięczyć.

– się Daj mu mega napiwek- krzyknęła z drugiego końca pomieszczenia Paula.

– się Nie nie- zaprzeczył fryzjer- W żadnym wypadku. Mam natomiast inną propozycję- powiedział uśmiechając się do Melody.

– A więc słucham?- Dziewczyna- teraz znów już brunetka- wstała z fotela.

– Skoro związek między Tobą, a twoim chłopakiem nie układa się jak najlepiej… – przerwał

– Mów, nie krępuj się- dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.

– Umów się ze mną…

Nastała, krótka cisza. Po chwili jednak Melody uśmiechnęła się radośnie wyjmując portfel  z  torebki.

– Nie ma sprawy. Gdzie i kiedy? I ile płacę?- Zaśmiała się.

– Serio? Nie masz nic przeciwko? To może jutro po wigilijnej kolacji udamy się na wieczorny spacer? – Oczy chłopaka ukazały całe jego zdumienie.- 30 Euro.

-Nic, a nic. Zresztą tak jak powiedziałeś- wyjęła pieniądze i podała chłopakowi- Z nim mi się nie układa i chyba pora znów coś zmienić- obdarzyła chłopaka uśmiechem i ruszyła do wyjścia.

– Jak masz na imię piękna?- Krzyknął jeszcze ze śmiechem chłopak, kiedy stanęła w drzwiach wyjściowych.

– Twoja Melody- wybuchnęła śmiechem.

– Rylan! Miło mi Cię poznać!

 

 

Po wigilijnej kolacji, którą Melody spędziła razem ze swoimi rodzicami oraz resztą zespołu Chrisa i ich rodzinami w ich domu dziewczyna wymknęła się na taras.

– A Ty gdzie?- Drzwi na taras otworzyły się, a za Melody stanął David.

-Umówiłam się.

– Ty? Przecież…

– Sam widzisz, jak on się zachowuje. Jest wigilia, a on nie powiedział jeszcze, ani jednego miłego słowa. Uwierz mi- przerwała na chwilę szarpiąc się z suwakiem kurtki- To ja będę musiała to skończyć…

-, Ale czy na pewno chcesz?

– Jeszcze nie jestem pewna… – powiedziała i szybko zbiegła ze schodów.

W umówionym miejscu pod salonem fryzjerski była kilka minut przed czasem, nie musiała jednak czekać, bo Rylan siedział już na parapecie przed salonem.

– Bałem się, że jednak nie przyjdziesz.- Powiedział całując ją w policzek na powitanie.

-, Dlaczego miałabym nie przyjść?

– Może wcale nie chcesz…

– Czego?

– Hm… nie wiem czy wypada już tak przy pierwszym spotkaniu.

– To już nasze trzecie spotkanie.- Zaśmiała się.

 Rylan pokiwał głową z uśmiechem.

– A więc skoro uważasz, że przy trzecim spotkaniu wypada…

– Oh! Mów, że wreszcie!

– Już! Już! Dobrze! Chodziło mi o to, że, może nie chciałabyś ze mną być… W końcu nasze spotkania chyba mają do czegoś doprowadzić… Do jakiejś zmiany jak to sama ujęłaś… – powiedział, po czym lekko się zaczerwienił i wbił wzrok w szary beton.

– Masz całkowitą rację- uśmiechnęła się biorąc chłopaka za rękę- Pozwólże pójdziemy tędy. Znam jedno piękne miejsce…

Po drodze rozmowa toczyła się bardzo szybko. Oboje śmiali się, że nie zaczynają swojej znajomości od typowego poznania swoich zainteresowań i gustów…

– O tym jeszcze zdążymy porozmawiać- zaśmiał się Rylan przytulając do siebie brunetkę.

– Zdecydowanie- zgodziła się z nim. Stali tak oboje przyglądając się w niebo pełne gwiazd, które odbijały się w tafli jeziora.

– To jedyne ciepłe jezioro, które w zimę nie zamarza…

– Skąd wiesz? – Zaśmiała się dziewczyna.

– Też znam to miejsce… I tez często tu bywam.

W końcu zrobiło się bardzo późno i zaczął padać śnieg.

-Odprowadzę Cię do domu- powiedział w drodze powrotnej ściskając dziewczynę za rękę.

– Nie wejdziesz?

– Chyba żartujesz, przecież tam jest…

– Kiedyś musimy mu powiedzieć…

– Ale chyba, nie w wigilię….

– Myślę, że im szybciej tym lepiej.- Stwierdziła brunetka.

Po kilkunastu minutach stali na werandzie domu.

– To śmieszne- zaśmiała się Melody-, Ale znów postępuję tak spontanicznie. Przecież prawie się nie znamy, a mimo to….

– Może to przeznaczenie?- Szepnął jej do ucha przerywając, a brunetka nacisnęła klamkę…

Szybko zostawili rzeczy w przed pokoju i weszli do salonu, w którym byli niemal wszyscy.

Bez żadnych uprzedzeń Melody stanęła w drzwiach trzymając za rękę Rylana i powiedziała donośnym głosem.

– To Rylan. Mój nowy chłopak.- W pokoju nastała cisza. Rylan przywitał się podniesieniem ręki z zebranymi w pomieszczeniu, Melody zaś ciągnęła dalej- Wiem, to istne szaleństwo. Czuję jednak, że muszę to zmienić. Wybacz Christian, ale życie z Tobą jest jak życie bez Ciebie. Nie odzywasz się, jesteś jak nieobecny. Nie wyczuwam w Tobie już ani grama tamtego Christiana, którego kochałam… Wiem też, że  zeskakuję was wszystkich. Szczerzę to zaskakuję właściwie samą siebie. Rylana poznałam tak na dobre właściwie kilka dni temu. Oboje jednak czujemy, że to coś szczególnego… Oboje mamy nadzieję, że się nie mylimy… 

Tak. Tak. Ostatni odcinek. Zapewne nikt z Was nie przypuszczał, że Melody zakocha się w końcu w zwykłym (chociaż, czy na pewno?!) fryzjerze, mając do wyboru Chrisa, Taylora, Fabiana… Ale cóż, życie zaskakuje! Chciałam podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali tego bloga. Sprawiliście mi tym naprawdę, ogromną przyjemność. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócę, ale niczego nie obiecuję… Życie w końcu jest takie zaskakujące! ! !

Większość z Was ma mój nr gg, mam więc ogromną nadzieję, że kontakty się nie pourywają. Nie mniej jednak zapraszam wszystkich posiadaczy MySpace do dodania mnie do znajomych.

http://www.myspace.com/melodylaniella

Peace & Love

Melody.

 

 

 

20. Nie powiem już ani jednego słowa, które sprawi, że Cię stracę….



I know this isn’t what I wanted

I never thought it’d come this far

Just thinking back to where we started

And how we lost all that we are

We were young and times were easy

But I could see it’s not the same

I’m standing here but you don’t see me

I’d give it all for that to change…

 

Brunetka oparta o parapet wyglądała przez okno. Sześciu chłopców kręciło się w te i z powrotem po podjeździe pakując do samochodów kartony i sprzęty muzyczne. Jeden z nich ubrany w komiczną wełnianą czapkę wskoczył w pewnym momencie na jednego z kolegów. Jan, bo to on padł ofiara wokalisty zachwiał się niebezpiecznie i upadł na chodnik zrzucając tym samym Franka na trawę. Melody, wybuchnęła śmiechem, ale nie oderwała wzroku od chłopców. Szczególnie uważnie przyglądała się ruchom najwyższego z nich ubranego w szarą przeciwdeszczowa kurtkę. Chłopak w końcu odwrócił się od busa i skierował wzrok na okno swojej sypialni. Dostrzegając w nim twarz dziewczyny uśmiechnął się szeroko i pomachał jej ręką. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i już miała podnosić rękę, kiedy Linke został brutalnie wciągnięty do środka samochodu przez Davida. Basista zrobił tłumacząca minę do dziewczyny stojącej w oknie i zamknął drzwi auta. Melody pomachała zrezygnowana w tamtą stronę, a dwa samochody wycofały się z podjazdu i odjechały. Dziewczyna odwróciła się od okna i spojrzała na swoją dłoń. Widniał na nim srebrny pierścionek z różowym oczkiem, wokół którego znajdowało się siedem drobniutkich płatków. Pierścionek od Linke, można wręcz powiedzieć zaręczynowy… Można powiedzieć, bo przecież ona ma dopiero 17 lat… Brunetka westchnęła i usiadła na łóżku. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze…

-Muszę to zmienić- jęknęła.

 

 

-Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór spędzimy w domu- powiedział do Davida Linke. Obaj rozstawiali mikrofony w ich nowym studiu, które co prawda znajdowało się dalej od ich starej siedziby, ale było bardziej przestronne. Według Jana jego zaleta było też to, że za rogiem znajdował się klub nocny.

-Nie mam pojęcia, kiedy skończymy- szepnął David tak, aby nie usłyszał go Timo-, Ale też jestem za tym, aby wieczór był wolny.

-Co tam szepczecie?- Ni stąd ni zowąd za ich plecami pojawił się Timo wywijający karniszem trzymanym w ręku

-Odłóż to. To nie dla dzieci- zaśmiał się David patrząc na przedmiot w rękach jego przyjaciela.- A rozmawiamy o planach na dzisiejszy wieczór.

-Planach? Jakich planach? Nie ma żadnego wolnego wieczoru!- Krzyknął raper grożąc Davidowi karniszem.- Tutaj zejdzie nam jeszcze, co najmniej z trzy dni! Rozejrzyjcie się dookoła! To pomieszczenie wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy

-To się weź za sprzątanie- przechodząc obok Jan klepnął Timo w ramię

-Jasne, jasne- mruknął Timo, a David i Chris wybuchnęla śmiechem.

-Wracając do rozmowy- uśmiechnął się pianista- Chcę spędzić dziś czas z Agu i Charlottą. A Ty, jakie masz plany?

-Takie jak ty tyle, że związane z Melody- zaśmiał się dokręcając kabel do stojaka mikrofonu- Okay! Powinno działać- mruknął i zabrał się za rozplątywanie zwoju kabli.

 

 

-Jest pani tego pewna?- Fryzjer mruknął przyglądając się odbiciu klientki w lustrze.- Pani włosy są idealne…

-Jestem pewna. Tłumacze to panu już siódmy raz- jęknęła odchylając głowę w stronę mężczyzny.- Zaczyna pan czy mam iść do innego salonu?

 

-Ale Timo- jęknął David patrząc dzikim wzrokiem na przyjaciela- proszę cię! Wszystko nadrobimy jutro!

-Nie!

-Chłopie- wrzasnął Linke- mieliśmy plany! Trzeba było nas uprzedzić wcześniej, że przeprowadzka będzie dzisiaj, a nie dziś o godzinie piątej.

-Nie!

-Timo…

-Nie!

-Dlaczego?- Odezwał się Frank- Mamy przecież jeszcze dwa tygodnie zanim wejdziemy do studia na nagrywanie płyty. Do tego czasu zdążymy z urządzeniem tego miejsca!

-Nie! – Wrzasnął po raz kolejny raper!

-Dokładnie za osiem minut w klubie za rogiem rozpoczyna się turniej walk latynoskich dziewczyn w budyniu!- Krzyknął na całe gardło Jan!

-Zbieramy się chłopaki!- Wrzasnął Timo podrywając się z krzesła- Szybciej, szybciej! Co tak stoicie jak woły malowane?- Spojrzał na Linke i Davida stojących z wybałuszonymi oczami i otwartymi ustami.

-Myśleliśmy, że to walki w kiślu- niemrawo wydusił z siebie Linke

-Ale to latynoskie dziewczyny- krzyknął tupiąc nogą Timo!- No ruszajcie się! Wychodzimy stąd!

David, Linke oraz Frank wyszli na chłodne wieczorne powietrze.

-Kto by pomyślał, że taka rzecz zachęci Timo do dania nam wolnego wieczoru- zaśmiał się David wyjmując z kieszeni kurtki kluczyki do auta.

-Na każdego jest jakiś sposób, tylko trzeba go znaleźć- zaśmiał się basista otwierając drzwi auta-, Ale, że Ty Ziegler nie jesteś zainteresowany?- Spojrzał na szatyna opartego o balustradę schodów.

-Nie mam weny twórczej dzisiaj- westchnął i wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów paczkę papierosów, po czym odpalił jednego.

-Wracasz z nami?- Zapytał David gramoląc się do auta.

Frank pokręcił jednak tylko przecząco głową i zaciągnął się dymem….

 

-Ale ślicznie wyglądasz!- Agu pisnęła spostrzegając w drzwiach tulącą w ramionach psiaka Melody – Teraz już wiem gdzie byłaś przez cały dzień- uśmiechnęła się.- Linke na pewno się spodoba.

-Myślisz?- Melody spojrzała w swe odbicie w lustrze wiszącym w przedpokoju. Nie była już brunetką. Jej czekoladowe teraz włosy nie były proste. Falowały się lekko i gdzieniegdzie było w nich widać złote refleksy.

-Z pewnością!- Agu usiadła na schodach tuląc do siebie Charlotte. W tym samym momencie do domu wszedł David- Witaj kochanie- szepnął czule pochylając się nad blondynką i lekko całując ją w policzek-, Co tam u mojej królewny?- Pogłaskał po głowie Charlotte.- Melody! Masz nową fryzurę! Cudowna- uśmiechnął się.

-Dzięki. Linke też przyjechał?- Zapytała

-Tak, wyjmuje torby z bagażnika. Po drodze ze studia wstąpiliśmy na małe zakupy, bo niemal wszystko w domu się skończyło.

-Ohhh to ja zmykam na górę. Muszę się przebrać i przy wieczornej kolacji zrobię wam niespodziankę…

-Nie Ty jedna- krzyknęła za szatynką Agu, a David spojrzał na nią pytająco.- Nie powiem Ci- skarciła go wzrokiem blondynka. – Musisz poczekać kilka godzin!

 

O dwudziestej pierwszej David, Agu i Christian stali wokół syto zastawionego stołu. Na schodach pojawiła się w końcu Melody. Wolnym krokiem zeszła do salonu. Miała na sobie turkusową zwiewną tiulową sukienkę, a we włosy wpięte piórka identycznego koloru. Całość dopełniał doskonały makijaż i czarne szpilki.

-Cudo- jęknął na jej widok Christian.- Wyglądasz wyśmienicie w tym kolorze- uśmiechnął się dotykając jej falowanych kosmyków, a następnie pocałował w usta.

-Początek podwójnej randki i pierwsza niespodzianka wyszła na jaw- uśmiechnęła się Melody siadając na krześle, które odsunął jej Linke.

-Na drugą poczekacie jeszcze trochę- zaśmiała się Agu- Dowiecie się po kolacji.

David zrobił lekko zniecierpliwioną minę.

-No niech będzie- powiedział w końcu mierząc wzrokiem blondynkę.- Zatem smacznego życzę.

Kolacja minęła im w szampańskich nastrojach. David i Linke, co chwila żartowali, a Melody opowiadała im o swoich przygodach w Anglii. Tylko raz na kilka minut Agu musiała odejść od stołu do płaczącej Charlotty. Wróciła jednak szybko i nic już nie przerwało im tego romantycznego wieczoru. Kiedy wszyscy najedli się do syta, a Linke mocował się z druga butelką wina blondynka wstała z krzesła i opierając dłonie o krawędź stołu uśmiechnęła się lekko.

-Myślę, że teraz już mogę wam to powiedzieć…

-Myślę, że ta wiadomość, jest godna tak długiego czekania- zaśmiał się pianista.

-A i owszem Davidzie- powiedziała poważnym tonem dziewczyna

-Ohhh, uwielbiam, kiedy mówisz do mnie tak oficjalnie- David odchylił się na krześle posyłając promienisty uśmiech do blondynki.

-A, więc bez owijania w bawełnę… Jestem w ciąży!

Na moment nastała przeraźliwa cisza, którą przerwał jednak rumot przewracanego krzesła Davida….

 

Pies, którego Melody dostała od Christiana został obdarowany imieniem Oliver i miał to do siebie, że często domagał się zabaw ze swoją panią. Dziewczyna siedziała na dywanie bawiąc się z psem, kiedy ktoś cicho otworzył drzwi do pokoju.

Dziewczyna odruchowo poprawiła bluzkę widząc w drzwiach Christiana.

-David już doszedł do siebie?

-Jasne, że doszedł. – Zaśmiał się Linke sadowiąc się obok dziewczyny i głaskając psa za uchem.- Początkowo myślałem, że on udawał, że mdleje!

-Hhaha, ja też- dziewczyna oparła się o bruneta.

-Swoją drogą, teraz z Agu pewnie już nigdy się nie rozstaną…

-Myślę, że oni są nierozłączni i bez drugiego dziecka

-No tak, ale Charlotte to córka tylko Davida…

-Agu jest dobrą aktorką- zaśmiał się Chris

-Szkoda, że nie ma tu Taylora- powiedziała Melody łapiąc psa i sadzając go sobie na kolanach.

Linke na to imię zareagował ostrą miną i zaciśnięciem pięści.

-Ohhh, on wprost uwielbia teatr i aktorstwo …

-Powtarzałaś mi to już tysiąc razy!- Wrzasnął Linke

Melody przerwała spoglądając szeroko otwartymi oczyma na chłopaka

-Ciągle tylko ten Taylor i Taylor! Odkąd tylko wróciłaś ciągle jedna śpiewka- brunet wstał i otrzepał spodnie. Kierując się następnie do drzwi…

-Gdzie idziesz?

-Gdziekolwiek- mruknął. Po chwili odwrócił się jeszcze, – Jeśli wyjdę, nie powiem już ani jednego słowa, które sprawi, że Cię stracę….

Pierwsza notka w roku 2010!  Mam nadzieję, że się podobała. Zmiany, zmiany,  jak widać… W słowach piosenki ukryty jest link. Polecam posłuchanie tego kawałka… Pomógł mi napisać ten odcinek.. Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! ;*

Melody

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

19. „Myślałem, że zmienisz coś w moim życiu…”

Claudia wpadła do pokoju, Melody kiedy brunetka siedziała na walizce i próbowała ją domknąć.
-Ten chłopak z imprezy…- jęknęła i zniknęła w ciemności korytarza. Brunetka podskoczyła jak oparzona. Wyszła na korytarz poprawiając swoją szarą tunikę. Powoli zeszła schodami do holu.
-Tyler – udała zdziwioną, mimo, że w sercu pragnęła, aby chłopak przyszedł się z nią pożegnać-, Co ty tu robisz?
-Mówiłaś, że dziś wyjeżdżasz- chłopak uśmiechnął się wyciągając do niej piękną długą różę, którą trzymał w dłoni- Chciałem się pożegnać…. Przyznam, że przyjście tutaj sprawiło mi ogromny ból…
Brunetka teraz już nie z udawanym zdziwieniem spojrzała na Tylera.
-Co Ty wygadujesz?
-Ja, ja miałem nadzieję…- wychrypiał chłopak
-Na co?
– Myślałem, że zmienisz coś w moim życiu…, że wreszcie odnalazłem tą jedyną…
– Nie gadaj głupot- Melody prychnęła wbijając wzrok w dywan.- Wiesz, że mam Christiana…
-, Z którym aktualnie jesteś pokłócona i nie wiesz jak ułoży się wasza wspólna przyszłość…
-Będę robić, co w mojej mocy…
-Gdyby jednak- przerwał jej chłopak.
– Co?
-Gdyby jednak Ci się z nim nie ułożyło… Wróć do mnie.
-Wynoś się! – Krzyknęła brunetka i wypchnąwszy szatyna za drzwi zatrzasnęła je z hukiem.
– Będę czekać!!!- Dobiegł ją jeszcze jego głos…

-Musisz mnie jeszcze kiedyś odwiedzić!- Claudia rzuciła się na szyję Melody- Będę tęskniła!
– Ja za Tobą też! I pamiętaj, że teraz twoja kolej na odwiedziny.
Było późne popołudnie, kiedy cala rodzina Greenów stała na podjeździe czekając aż przyjedzie taksówka zamówiona przez brunetkę.
-Na pewno nie chcesz, abym Cię odwiózł?- Zapytał już dzisiaj po raz kolejny Fabian
-Naprawdę- uśmiechnęła się Melody zarzucając torbę na ramię- Nienawidzę pożegnań! Tutaj jestem już bliska płaczu, a na lotnisku już na pewno ryczałabym jak bóbr- zaśmiała się puszczając oko do blondynki.
-Jak wolisz- zrezygnowany Fabian kopnął kamyk leżący na betonie.
– Po za tym bardzo chciałam podziękować w szczególności Państwu za gościnę- brunetka uścisnęła dłoń matki i ojca Claudii-, Kiedy Claudia będzie mnie odwiedzać, proszę się nie krępować- powiedziała, a na ulicy zawarczał silnik taksówki.- Na mnie czas- westchnęła zabierając swoje bagaże i kierując się do auta. Kiedy podeszła bliżej zauważyła, że za kierownicą siedzi znany jej już tak dobrze staruszek, który jeszcze niedawno przywiózł ją tu po raz pierwszy…
– Dzień dobry- powiedziała wsiadając do auta i zamykając drzwi. Przez chwilę pomachała jeszcze do przyjaciółki i odwróciła się do kierowcy.- Na lotnisko- uśmiechnęła się rozsiadając wygodnie w fotelu…
-Kierunek Berlin?- Zapytał mężczyzna zerkając znad kierownicy.
-Owszem…
-Wraca panienka do niego?
Melody nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
-Czy zna pan historię każdej osoby, którą pan gdzieś wiózł?
Staruszek uśmiechnął się na te słowa…
– Nie mogę powiedzieć, że każdej…. Ale większości. Z czego panienki historia najbardziej mnie zaciekawiła.
Melody wybuchnęła śmiechem i pokiwała głową.
-Tak, wracam do niego. Mam nadzieję, że nie zrobi mi wielkiej awantury- zachichotała. Kierowca nie odpowiedział już nic. Reszta podróży minęła im w milczeniu. Przed 18 brunetka stała już w holu wielkiego lotniska. Do odlotu pozostało jej jeszcze 15 minut. Powoli skierowała się do miejsca odpraw gdzie kłębił się mały tłum ludzi. Stojąc przed bramką sięgnęła do kieszeni po bilety. Wkładając jednak rękę poczuła zimny skrawek poszarpanego ostrego papieru wyciągnęła go szybko, a jej oczom ukazał się kawałek Times’a z nagryzmolonym numerem telefonu, pod którym widniał napis „ Napisz czy nie zrobił zbyt wielkiej awantury…” Melody wybuchnęla śmiechem z niedowierzaniem kręcąc głową. Szybko sięgnęła po bilety i podała jej niskiej blondynce za kontuarem. Po kilkudziesięciu minutach leciała nad ziemia spoglądając w złote gwiazdy migocące na granatowym niebie….

-Zostaw to!- Krzyknął Frank na Timo próbującego zanurzyć palec w czekoladowym sosie.
-Tylko troszkę- zaśmiał się raper oblizując koniuszek umoczony w słodkim specjale.
Była godzina 21:30. Lada moment David miał wrócić z Melody z lotniska, tymczasem w domu panował totalny rozgardiasz. Linke zaszył się w swoim pokoju odmawiając pomocy w przygotowaniu kolacji dla swojej ukochanej i tłumacząc się, że musi zapanować nad czymś co także jest dla niej. Dla Agu i Timo była to wiadomość niesamowita. Oboje spędzili cały dzień na męczeniu Christiana i zgadywaniu co też takiego wspaniałego przygotował dla brunetki. W końcu jednak poddali się i poszli męczyć Franka w kuchni. Dawid wraz z Charlotte wybrał się po Melody na lotnisko. Jan dekorował stół w salonie, a Juri obijał się i wykonywał „dorywcze prace sezonowe” , które powierzyli mu pozostali. Najbardziej z siebie wychodził Frank, który denerwowany przez kumpli nie mógł skupić się na sztuce kucharskiej.
– Idźcie stąd- krzyknął w końcu tupiąc nogą w podłogę i wymachując groźnie trzepaczka do jajek w stronę Agu.
– Ja ci pogrożę!- krzyknęła Agu udając, że rzuca się na wokalistę z pięściami
-Gwałt! Gwałt!- zaczął piszczeć Ziegler na co pochylający się nad miską sosu Timo parsknął głośnym śmiechem.
Z salonu natomiast dobiegł ich głos rozbijanego szkła.
– Kurde jego mać!- wrzasnął Jan- Juri, weź to posprzątaj!
Po chwili w kuchni pojawił się perkusista.
– Rozbił kieliszek- wyszeptał bez emocji kierując się do szafki po zmiotkę i szufelkę. Frank natomiast opadł bezładnie na krzesło w tym samym momencie na podjeździe rozległ się glos klaksonu auta Davida.
– Już są!- pisnęła Agu wybiegając z kuchni… Za nią z kuchni wybiegł T:Mo pozostawiając Franka samego. Ten szybko zabrał się więc do finalnych czynności nad swoim popisowym daniem….

Brunetka wysiadła z auta i uśmiechnęła się do stojącej na schodach Agu.
-Kochana- wrzasnęła i podbiegła do niej tuląc się w jej ramiona.
– Stęskniłem się- Timo uścisnął Melody podnosząc ją dwa razy do góry.
-Uduszę się- zapiszczała spoglądając na Jana- Janek!
DJ podbiegł do niej tonąc w jej ramionach- Jak dobrze że już jesteś! My tu bez ciebie głupiejemy!
-Oh jakie słowa!
-Dobrze mówi- w drzwiach pojawił się Frank ciągle w czapce kucharskiej.
-Widzę, że twoje umiłowania kucharskie ciągle aktualne- zaśmiała się obdarowana przez wokalistę całusem.- A gdzie Juri
-Tutaj tutaj- dobiegł ją głos perkusisty trzymającego w ręku szczotkę i szufelkę z rozbitym szkłem.- Nie typowe przywitanie, wiem- zaśmiał się i uścisnął brunetkę.
-Wpuścicie mnie do domu? – zaśmiała się Melody.- Czy mam spać na podjeździe?
– Wpuścimy- powiedział stając w drzwiach Christian, chyba że on będzie miał coś przeciwko- zaśmiał się wycofując na chwilę do korytarza. Pojawił się jednak ponownie za chwilę trzymając w ramionach malutkiego białego szczeniaczka z wielką czerwoną kokardą na szyi.
-Chodź tutaj- uśmiechnął się do dziewczyny. Melody nie pewnie podeszła do bruneta i zatopiła nos w miękkiej sierści psiaka.
-To dla Ciebie- szepnął Linke- Brakowało mi ciebie- powiedział składając na jej policzku ciepłego całusa…. 

18. „Nie miłość, a zauroczenie…”

Godzina dwunasta. Centrum miasta. Duży plac,  a na nim fontanna. Tłumy ludzi kłębiących się między sklepami i stoiskami , a dużym centrum handlowym z podziemnym parkingiem po drugiej stronie ulicy. Zabiegani, zajęci, ale wybuchający śmiechem na widok bruneta z rolkami na nogach, w stroju Elvisa z wielką tekturową różową gitarą hasającego wesoło między nimi. Dwie wysokie blondynki poprosiły go nawet o wspólne zdjęcie, a starsza pani z psem na jego widok zaczęła krzyczeć „Elvis wiecznie żywy”, na co grupka przyjaciół obserwująca bruneta zareagowała klaskaniem i wiwatami.
-David chyba nieźle się bawi?- zaśmiał się T:mo spoglądając na blondynkę z dzieckiem na kolanach- Nie uważasz, że żadna to dla niego kara? Agu odwróciła się do rapera.
-Właściwie to nie, ale zobaczycie jak szybko ta informacja obiegnie cały świat! David jest przecież znany i na pewno żadna gazeta nie przepuści takiego tematu- zachichotała podrzucając córeczkę bruneta na kolanach- Zobacz co tatuś wyprawia- szepnęła jej na ucho- Ale nie poważny z niego człowiek…- zaśmiała się, na co Charlotta pokiwała tylko główka i wyszczerzyła się wskazując palcem na nieodpowiedzialnego rodziciela, który zamiast się nią zajmować wolał biegać w dziwacznym stroju po centrum miasta.
-Hola hola!- krzyknął Jan w stronę pianisty- Może starczy tego dobrego?
Brunet zaśmiał się i podjechał do znajomych siedzących na fontannie.
-Wiecie co? To strasznie fajne zajęcie! Musimy częściej sie zakładać o to co ugotuje Frank!
-A Ty musisz częściej przegrywać- zaśmiał się Juri posyłając kuksańca w bok brunetowi.- Ewentualnie może Linke skusi się podać nieprawidłową odpowiedź?- zaśmiał się.
-On już ma przypał za sobą-  David ukazał szereg śnieżnobiałych zębów, zdejmując z nosa „elvisowe” okulary- No bo kto latał wczoraj po mieście w spodenkach od pidżamy?!
-Ja!- wyszczerzył się basista- Ale to bardzo, ale to bardzo poważna sprawa była i nie miałem czasu na przebranie się!- bronił się chłopak
-Albo po prostu zapomniałeś się przebrać- wtrącił T:mo na co reszta zareagowała spontanicznie, a basista wyszczerzył się tylko ponownie pozwalając reszcie nabijać się z niego do woli.
-Od wczoraj zmieniłeś się nie do poznania!- rzucił Frank- Uczestniczysz w naszych wygłupach, co już dawno nie miało miejsca, nawet wczoraj pomogłeś mi zmywać naczynia!
-Właśnie- wtrącił swoje trzy grosze raper- Jesteś taki promienny, uśmiechnięty! Czy ta bardzo ważna sprawa to nie jutrzejszy przyjazd pewnej brunetki?
-Hm…..- zamyślił się z uśmiechem na ustach brunet- Ale ja nie wiem o czym ty mówisz- wybuchnął śmiechem, na co został zaatakowany przez sześć par rąk łaskotkami!
-Eyyyy! Przestańcie- wydusił tylko po czym chcąc uciec przed kolejną serią łaskotek  zbyt gwałtownie odsunął się od rapera, poślizgnął się na mokrym murku i wylądował na swoim  siedzeniu w fontannie….

 

Głośna muzyka zagłuszała wszelkie rozmowy.  Podświetlany basen za domem oświetlony był dodatkowo tysiącami lampek. Pod południową ścianą domu rozstawiony był stół z różnymi smakołykami oraz napojami. W altanie za basenem Sasha walczył z grillem, który nie chciał się rozpalić. Impreza, która miała być kameralna- tylko dla znajomych z ich klasy przerodziła się w imprezę, o której długo jeszcze wszyscy będą mówić. Pojawili się tu ludzie z innych klas, a nawet z innych szkół, których Max- organizator imprezy uważał za swoich wiernych i nie szkodliwych znajomych mimo, że zapytany dokładnie kto to dodawał po cichu, że widzi tą osobę pierwszy raz na oczy. Twierdził jednak, że są to na pewno ludzie , dzięki którym oblewanie końca roku stanie się bardziej rozrywkowe. Melody i Claudia stały nad basenem sącząc wręczone im przy wejściu owocowe drinki. Mała grupa dziewczyn z ich szkoły zaczęła tańczyć na trawie niedaleko altany.
-I jak się podoba?- do Melody podszedł Sasha ściskając przyjaźnie ją, a następnie Claudię.
-Jest fantastycznie! Nie do końca jednak wierzę że rodzice pozwolili wam na zorganizowanie tego party!
-Ohhhh w sumie masz rację- powiedział Max podchodząc do nich z rozłożonymi rękami- Oni nic nie wiedzą.- uśmiechnął się- Ale też nie muszą! Są w Paryżu i wrócą w niedzielę wieczorem- dodał szybko, aby udobruchać brunetkę na twarzy której już zaczynał pojawiać się wyraz strachu i lekkiej paniki.
-Ale może…- zaczęła.
-Nic się nie stanie! Na pewno- uśmiechnął się Max- Co oni mogą zrobić? Popatrz na nich- wskazał ręką na grupę chłopców pływających w basenie, a potem na inną grupę tańczącą w rytm muzyki klubowej puszczanej przez gigantyczne głośniki.- O! Właśnie pojawili się następni goście- uśmiechnął się zacierając ręce. Melody odwróciła się w stronę tylnego wejścia do domu kolegi. Jej uwagę przykuł wysoki szatyn w niebieskich dżinsach i zwykłej białej podkoszulce. Na jego widok Sasha stojący obok niej wesoło pomachał przywołując go do siebie. Chłopak kiwnął tylko głowa każąc na siebie chwile poczekać i zaczął witać się z właścicielem domu.
-Kto to?- jęknęła w stronę Sashy Melody ciągle nie odrywając wzroku od nowo przybyłego.
-Taylor, mój przyjaciel z teatru.
-Teatru?- Melody i Claudia wybałuszyły oczy na kumpla- Ty grasz w teatrze? Dlaczego nigdy nic nie mówiłeś?
-Bo gram dopiero od niedawna- uciął chłopak uśmiechając się do szatyna idącego w ich stronę.-To Taylor. Mój przyjaciel z teatru.- przedstawił go oficjalnie obejmując  za szyję w braterskim uścisku.
-Cześć- Taylor uśmiechnął się na widok dziewczyn- Dlaczego nie mówiłeś mi, że masz takie śliczne koleżanki?- rzucił śmiejąc się do Sashy.
Chłopak był wysoki i wysportowany. Biały T-shirt opinał się na umięśnionej klatce piersiowej i znakomicie podkreślał i odznaczał sie od jego śniadej karnacji. Jego włosy koloru ciemnej czekolady sterczały lekko nad wysokim czołem. Uśmiech szatyna był śnieżnobiały. Niebieskie jeansy i białe sportowe buty podkreślały jego niemal idealną figurę. Na nadgarstku chłopak nosił jedną srebrną bransoletkę z grubego łańcuszka.
-Nie myślałem, że jesteś zainteresowany- zaśmiał się tamten- W takim razie pozostawiam Ci obie panie do dyspozycji i idę poszukać Maxa. Niedługo chyba podamy też kiełbaski, dlatego zapraszam do altany- puścił oko do przyjaciół i  po chwili zniknął w kłębiącym się tłumie świetnie bawiących się gości.
-Ja niestety tez was zostawię- zachichotała Claudia- ale właśnie pojawił się obiekt moich westchnień i chyba to jedyna okazja, aby do niego zagadać- kiwnęła w stronę wychodzącego z domu blondyna
-Okey idź- zaśmiała się Melody upijając łyk soku.
-I powodzenia- Taylor uśmiechnął się do Claudii
-Nie dziękuję- blondynka przymrużyła oczy i ruszyła w stronę chłopaka.
Po jej odejściu między brunetka, a szatynem zaistniała niezręczna cisza…

 

 

-Kolejny przypał naszego Linke- zaśmiał się David spoglądając na mokrego Chrisa idącego obok chodnikiem.
-Popatrz na siebie! Elvisie- zawtórował mu basista
-Przynajmniej nie mokry!
-Ale równie idiotycznie wyglądający!
-Hhahha, oj juz spokój!- T:mo zaczął wprowadzać spokój, ale nie bardzo mu się to udało. Kumple nadal obrzucali się nawzajem różnego typu przezwiskami. Zrezygnowany T:mo spojrzał na idącą w milczeniu Agu.
-Co mała?
-Nie nazywaj mnie mała!- blondynka pogroziła mu pięścią!
-No dobrze już dobrze- zaśmiał się raper rozkładając ręce ku niebu- Co ja z wami wszystkimi mam?- wybuchnął śmiechem.- A więc co tam wielka?
Agu wyszczerzyła tylko zęby, ale po chwili odpowiedziała chłopakowi
-Myślę jak jutro miło przywitać Melody….
-Tym to juz się chyba Chris zajmie- wtrącił się Jan spoglądając na basistę idącego z przodu, bruneta który właśnie szarpał się z pianistą. David pogroził mu jednak tekturową gitarą studząc zapał do walki. Agu przyglądająca się obu chłopakom parsknęła śmiechem
-Ja wiem…- urwała- Ale mnie chodzi o jakieś miłe przyjęcie… Może Frank ugotowałby coś specjalnego? Przygotujemy jakąś kolacyjkę?
-Hmm…- zamyślił się Frank, a zajął się tym tak bardzo, że o mało co wylądowałby na chodniku potykając się o wystającą kostkę.- W sumie dlaczego by nie?- powiedział dopiero kiedy dotarli do domu- Myślę, że w mojej książce kucharskiej jest jakiś odjazdowy przepis na coś specjalnego.
-Tam są przepisy tylko na coś specjalnego- uśmiechnął sie David podchodząc do Agu- Daj mi moją córkę.
Blondynka zaśmiała się.
-Chcesz iść do tatusia?- zapytała Charlottę.
-No chodź do Elivisa- David wyciągnął ręce po małą, a ta z uśmiechem na ustach została przekazana mu przez Agu.
-Tata- zaśmiała się Charlotta wtulając się  w cekinowy strój bruneta.
-Twój tata…. – szepnął David całując ją w czoło i tuląc do swej piersi…

 

 

-Mam żal do Sashy, że nie przestawił mi Cię wcześniej- zaśmiał sie Taylor spoglądając na brunetkę.
-Dlaczego?- Melody pierwszy raz spojrzała mu prosto w oczy. Miały brązowy odcień…
-Może zabrzmi to głupio, ale jak tylko Cię zobaczyłem od razu pomyślałem, że jesteś bardzo fajna….
-Miłość od pierwszego wejrzenia? – zaśmiała sie brunetka
-Ehhh… to nie jest wcale śmieszne- szatyn lekko uśmiechnął się- I może nie miłość, a zauroczenie- sprostował.- Jesteś stąd?
-Nie, jestem tutaj tylko na wymianie. Na co dzień mieszkam w Berlinie. A Ty?
– Urodziłem się w Californi jednak niedługo po moim  urodzeniu moi rodzice przeprowadzili się tutaj.
-Jeździsz tam jeszcze?
-Tak, jasne. W każde wakacje do rodziny. Byłaś tam kiedyś?
-Niestety nie- westchnęła brunetka- Ale to podobno piękne miasto…
-Mogę Cię kiedyś tam zabrać- zaśmiał się Taylor…
– Z wielką chęcią przyjmę zaproszenie już dziś- Melody odwzajemniła uśmiech nowego kolegi. Zajmujesz się aktorstwem?
-Ohhh, tak! Aktorstwo to moja pasja. Chodzę do szkoły aktorskiej, a w teatrze należę do zaawansowanych. Niedługo wystawiamy naszą sztukę….- Taylor z dumy prężnie wypiął pierś do przodu. Może wymienimy się numerami?
-Jasne. Brunetka wyszperała z kieszeni telefon i zapisała numer szatyna, a następnie dwukrotnie przedyktowała mu swój. Kiedy skończyła Max wychylił się z altany i zaprosił wszystkich na kiełbaski z grilla.
Brunetka wraz z nowym znajomym skierowała się w stronę altany. Odbierając swoją porcję wyszukała wzrokiem Claudię siedzącą obok blondyna.
-Chyba im się udało- tuż za nią z talerzem w ręce pojawił się Taylor
-Chyba tak. Dlatego nie będę im przeszkadzać- Melody uśmiechnęła się szukając wolnego miejsca przy długich ławach i stolikach.
-Usiądź tutaj- zaśmiał się Taylor siadając na ławce i poklepując miejsce obok siebie. Kiedy jedli rozmowa coraz bardziej im się układała. Taylor opowiadał jej o swojej rodzinie i wypytywał o różne szczegóły z jej życia. Kiedy szatyn przeżuł ostatni kęs spojrzał na podrygującą w rytm muzyki brunetkę.
-Zatańczymy?- zapytał wstając i wyciągając rękę do Melody. Kiedy wyciągnął ją na środek parkietu szybka piosenka została zastąpiona wolną romantyczną balladą. W połowie tańca Taylor wtulił twarz w szyję brunetki.
-Może spotkamy się jutro? Tak na spokojnie?- zaproponował…
-Jutro… Jutro wyjeżdżam…- wyszeptała nieśmiało…

17. „Przegrałeś! A to wiąże się z ….”

Chris obudził się w środku nocy, przekręcał się z boku na bok, ale nie mógł  zasnąć. Jedną ręką  przeczesał swoje włosy, a drugą podparł się o poduszki. W końcu usiadł opierając się plecami o zimną ścianę. Spojrzał na puste miejsce obok siebie, w którym pościel wyglądała jakby ktoś dopiero co ją wyprasował. Jakby nikt tam nigdy nie leżał. Brunet

zamknął oczy i przywołał obraz ukochanej dziewczyny.

-Melody- wyszeptał cicho gładząc poduszkę leżącą obok. Nagle szybko

otworzył oczy tak jakby chciał zobaczyć, że brunetka śpi bezbronnie

obok niego. Jej jednak nie było. Chłopak westchnął cicho znów zamykając

oczy, a chłodne powietrze wpadające przez uchylone okno lekko smagało

jego twarz pełną tęsknoty…

Było wpół do ósmej kiedy obudził się w pozycji siedzącej. Szybkim wzrokiem omiótł

pomieszczenie, zeskoczył z łóżka i zniknął w łazience. Nie kompletnie

ubrany (szara sportowa bluza i spodnie od pidżamy) zszedł na dół ze szczoteczką do zębów w ustach  do kuchni, skąd dochodził go smakowity zapach kakao.

-Ja chyba tęsknię- jęknął na widok pianisty krzątającego się w kuchni po czym opadł na stojące w kącie krzesło.

-To chyba dobrze?- bruneta przeszył troskliwy wzrok Davida. Pianista postawił na blacie kubek kakao i talerz z naleśnikami- Jedz, dobrze ci zrobi- uśmiechnął się wracając do stanowiska przy kuchence- W końcu musisz wyglądać dobrze żeby Mela nie powiedziała, że Cię głodzimy.- Na dźwięk tego imienia brunet drgnął wstał z krzesła wrzucił szczoteczkę do zlewu i przepłukał usta wodą z kranu, odwrócił się do pianisty opierając się o szafkę kuchenną.

-No chyba pamiętasz, że wraca w piątek.?

-Taaa,- jęknął chłopak biorąc do ręki naleśnik. Szybko wepchnął go do ust mlaszcząc przy tym niemiłosiernie po czym popijając go kawą wydukał niezrozumiale do Davida- Ja lecę- krzyknął  kierując się w stronę wyjścia

-Chris!- krzyknął pianista- A Ty gdzie? Spodnie !- ale ten już nie usłyszał, bowiem bawełniane spodenki w kratkę które miał na sobie nie były teraz tak ważne jak wiadomość, że tak długo wyczekiwany przez niego dzień zbliża się wielkimi krokami….

 

 

Boisko szkolne zamieniło się nie do poznania. Wszędzie stały rzędy czarnych krzeseł skierowane w stronę  podwyższenia gdzie zasiadało całe grono pedagogiczne. Słońce paliło niemiłosiernie. Tylko lekkie podmuchy wiatru dawały od czasu do czasu uczucie ochłody. Małe grupki uczniów kłębiły się w cieniu drzew. Inni jednak narzekali na palące promienie. Z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej odświętnie ubranych uczniów. Melody i Claudia wysiadły z auta Fabiana.

-Zaczekać na was?- blondyn wychylił się przez okno

-Nie, dzięki- uśmiechnęła się Claudia- Po zakończeniu roku idziemy na zakupy. Melody w końcu za trzy dni wyjeżdża.

Blondyn posmutniał

-No tak, faktycznie- mruknął tylko- A więc udanych zakupów- powiedział szybko po czym wycofał auto z parkingu.

-On jest zawiedziony?

-No co Ty- Melody odruchowo otworzyła torebkę i udała że czegoś w niej szuka

-Mel! Czy ty mnie słuchasz?

-Tak słucham Cię- jęknęła wynurzając głowę z torebki

-Czy jest coś o czym nie wiem, a powinnam wiedzieć?

Melody zamyśliła się, a  po chwili z odkrywczą miną spojrzała na Claudię

-Nieeeee- zaśmiała się- Nic się nie dzieje. Wszystko jest okey!- po czym szybkim krokiem skierowała się w stronę krzeseł

Claudia pokiwała głową z niedowierzaniem i ruszyła za brunetką. Już miała rozpocząć dalsze śledztwo, kiedy brunetka złapała ją za rękaw bluzki i pociągnęła  w stronę środkowego rzędu krzeseł gdzie siedzieli ich znajomi z klasy bowiem zakończenie roku zostało oficjalnie rozpoczęte przez dyrektorkę szkoły….

 

-Na szczęście gorączka już jej  spadła- odetchnęła Agu wchodząc do salonu- A to co za rewolucja?- jęknęła patrząc na nigdy dotąd nie zasuwane kotary między kuchnią, a salonem.

-Frank gotuje niespodziankę- zachichotał T:mo siedzący na fotelu i majsterkujący coś przy swojej nowej kamerze. David tylko pokiwał głową.

-Moim zdaniem to fasolka po bretońsku!- stwierdził stanowczo zaciągając się zapachem dolatującym z kuchni.

-O nie nie nie- na miejsce obok Davida opadła blondynka- To będzie leczo!- wyszczerzyła zęby w stronę chłopaka.

-Nie możliwe- jęknął pianista- Wyraźnie czuję pomidory i dużą ilość przypraw.

-W leczo też są pomidory, papryka i dużo przypraw!

-Ale to jest fasolka po bretońsku!

-Nie prawda!

-Fasolka!

-Leczo!

-Fasolka!

-Może się załóżcie?- kłótnię przerwał schodzący po schodach Jan. Blondynka przerwała szturmowanie Davida i zamyśliła się robiąc przy tym wielce poważną minę.

-Wchodzę w to!- krzyknął David

-Nie wejdziesz!- zachichotała Agu- Wymyśliłam dla przegranego taką karę, że nie wejdziesz!

-Wejdę mimo wszystko więc co to za kara?- zaśmiał się pianista przeczesując włosy dłonią. Blondynka pochyliła się nad ukochanym i szepnęła mu coś na ucho.

-Uuuuuuuhu!- wybuchnął śmiechem brunet!- Wchodzę w to! Lepiej się szykuj na wielką przegraną!

 

 

Na prawdę gratuluję Ci sukcesów- powiedziała dyrektorka ściskając dłoń brunetki.-Mamnadzieję, że w przyszłym roku odwiedzisz naszą uczelnię? 

-W sumie- jęknęła dziewczyna- Jeszcze się nie zdecydowałam… Ale na pewno poważnie rozważę tą propozycję- uśmiechnęła się zabierając z rąk kobiety swoje świadectwo oraz nagrodę książkową po czym wolnym krokiem zeszła z podwyższenia i usiadła między Claudią, a Maxem ich kolegą z klasy. Zakończenie roku minęło błyskawicznie. Po niecałych dwóch godzinach całą grupą wyszli na schody przed budynkiem szkoły.

-To co robimy?- zawołał wesoło Max patrząc na pozostałych znajomych z klasy

-My idziemy na zakupy!- Claudia objęła Melody w pasie- Idziecie z nami?

-Cóż… w sumie, możemy iść do centrum handlowego- zamyślił się brunet o imieniu Sasha

-Ale nie myślcie, że będziemy z wami buszować między półkami z ciuchami- dodał szybko Max- O nie nie!

Melody i Claudia zaśmiały się

-Okey- powiedziała blondynka- Możecie nas tylko odprowadzić i tak będzie nam miło!

-Hey, hey dziewczyny. a może tak miła imprezka pożegnalną w piątek wieczorem?

-W piątek wieczorem to będę juz w Hamburgu- brunetka spojrzała na chłopaków

-Czwartek?

-Hmm..

-Oj dziewczyny!

-No dobrze!- krzyknęły zgodnie po czym całą czwórką ruszyli w stronę bramy szkolnej.

 

 

-Mogę zamówić bukiet czerwonych róż?- Brunet stał na środku kwiaciarni rozglądając się szalonym wzrokiem po kwiatach porozstawianych w wazonach po całym pomieszczeniu. Ekspedientka przyjrzała się badawczo najpierw jego twarzy, a potem jego spodniom od pidżamy

-Tak… tak. Myślę, że tak- powiedziała w końcu.-A więc 20 czerwonych róż na jutro?

-Nie nie- Christian wyrwał się z zamyślenia- Na piątek rano

-Oczywiście- uśmiechnęła się miło dziewczyna zza lady wpisując w zeszyt zamówienie bruneta.

Chłopak zadowolony z siebie wyszedł z kwiaciarni po czym skierował się  w stronę domu. Wkładając rękę do kieszeni poczuł małą zawiniętą w szary papier paczuszkę. Dotykając jej na jego twarzy pojawił się uśmiech….

 

-Jak leży?- Claudia odwróciła się od lustra w stronę brunetki

-Idealnie- uśmiechnęła się tamta przypatrując się różowej koszulki w kratę wiszącej na wieszaku- Mam na nią ochotę- zaśmiała się kierując do upatrzonego ciuszka. Claudia wybuchła śmiechem i zniknęła w przymierzalni. Po chwili wychodząc z niej złapała Melody za rękę

-Powiedz mi teraz- jęknęła popychając ją do przymierzalni

-Ale co?!

-Coś łączy Cię z Fabianem?

-Claudiaa!- syknęła brunetka- Co znów sobie ubzdurałaś?

-Oj nic! Przecież widzę, że coś między wami zaszło

Melody jęknęła wykrzywiając usta w dzikim grymasie

-Tak zaszło- krzyknęła wzburzona- Pocałowałam go! O i tyle się stało! Zadowolona, że wiesz już wszystko?

Claudia na taki atak się nie spodziewała. Wyszła z przymierzalni zostawiając w niej brunetkę samą która usiadła na podłodze i zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach. Po chwili jednak spojrzała w swoje odbicie w lustrze. Zobaczyła zawsze wesołą, a teraz jakże smutną i zmęczoną brunetkę z przenikliwym wzrokiem i makijażem lekko rozmazanym pod oczami. Melody westchnęła wstając z podłogi i patrząc na koszulę wiszącą na wieszaku. Przymierzyła ją szybko, a ponieważ ta leżała jak ulał wyszła z przebieralni nie zmieniając jej na ‚starą” bluzkę i ruszyła w stronę kasy.

-Biorę ją- rzuciła mijając Claudię siedzącą na sofie, która na słowa koleżanki powoli poszła za nią w kierunku końca sklepu.

-Nie bądź zła. Proszę- blondynka przerwała ciszę panująca między nimi kiedy szły chodnikiem

-Nie jestem- dziewczyna nawet nie spojrzała na nią.

-Przecież widzę. Mam zadzwonić do Fabiana?- zatrzymała się

-Nie. Ja dojdę pieszo- szybko ucięła Melody nawet nie zatrzymując się. Na jej reakcję Claudia nawet nie zareagowała. Wyjęła tylko telefon z kieszeni i wybrała numer do brata nie spoglądając ani razu na odchodzącą przyjaciółkę…

 

-Tadadaddadam!- zaczął śpiewać Frank odsłaniając kotary dzielące pomieszczenie w którym zaszył się na kilka godzin z pomieszczeniem gdzie jego przyjaciele czekali zgłodniali na obiad- niespodziankę. Juri „wybębnił” werble o blat stolika.

-No nareszcie! Jestem głodny- zaczął awanturować się T:mo

-Lepiej mów co to za niespodzianka bo ciekawy jestem kto wygra zakład- zaśmiał się Jan.

-Zakład? Jaki zakład?- Frank wziął się pod boki i zrobił pytającą minę.

-Oj już nic!- ucięła Agu- Lepiej wjeżdżaj z tym na stół!

-Właśnie bo mi kiszki marsza grają- nadal bulwersował się raper.

Frank pokiwał tylko z politowaniem głową i wycofał się do kuchni. Po kilku minutach przyniósł na stół stertę talerzy i łyżek i rozstawił je przed znajomymi, po czym znów zniknął w kuchni. Pojawił się z triumfalną miną stawiając na środku stołu wielką porcelanową wazę. Z iskierkami w oczach złapał za pokrywkę od naczynia i uniósł je w geście zwycięstwa

-Leczo według starej tradycji Teodory Ziegler!- pisnął pobudzony.

-Przegrałeś!- zaśmiała się szyderczo Agu- A to wiąże się z ….